piątek, 1 września 2017

{3} Hermiona

W domu Potterów były aż dwa pokoje gościnne. Jeden z nich znajdował się dokładnie nad kuchnią i był nieco większy od pokoju Harry’ego. W środku było małżeńskie łóżko i rozkładana kanapa. Drugi pokój, naprzeciwko łazienki, był niewielki. Miejsca starczyło jedynie na łóżko dla dwóch osób, małą komodę, fotel i lampę stojącą nieopodal okna. Mimo swojego rozmiaru był przytulny. Lily Potter dbała o wystrój całego domu, więc i tam nie zabrakło wazonu wypełnionego świeżymi kwiatami i jej autorskiego rysunku przedstawiającego ryneczek Doliny Godryka.
Było kilkanaście minut po dwudziestej trzeciej, a Hermiona i Ginny leżały na pościelonym łóżku, patrząc na sufit. Ustalili z Harrym, że spróbują wyjść dopiero koło wpół do pierwszej, żeby jego rodzice przynajmniej zaczęli zasypiać. Czas dłużył się niesamowicie, zwłaszcza, że siedziały w całkowitych ciemnościach. W końcu Ginny obróciła się na bok i w milczeniu zaczęła wpatrywać się w Hermionę.
– Powiesz mi w końcu? – zapytała w końcu dziewczyna.
– Co?
– Jak to co? To co jest pomiędzy tobą a moim bratem.
Hermiona westchnęła.
– Nic.
– Kompletnie nic? – powiedziała, szturchając ją w ramię i uśmiechając się szeroko.
– Kompletnie. Słuchaj, Ginny, możemy zmienić temat?
Nie czekając na odpowiedź przyjaciółki, wstała z łóżka i podeszła do okna. Wychodziło na ogród, który w nocy był podświetlony niewyobrażalną ilością lamp i lampeczek. Hermiona oparła się o parapet i cieszyła się ostatnimi chwilami, zanim państwo Potter je wyłączą.
Uwielbiała ten dom. Był większy od tego, który zamieszkiwała w Londynie, ale nie przytłaczał swoim rozmiarem. Pomyślała, że jeżeli kiedyś będzie projektować własne mieszkanie, zdecydowanie podkradnie im kilka pomysłów.
Dolina Godryka była jednym z jej ulubionych miejsc na ziemi. Była ciekawą odskocznią od szybkiego, londyńskiego życia. Każdy znał tu każdego. Sąsiedzi żyli w bardzo zintegrowanej społeczności, tworząc niejako mikroorganizm. To miejsce polegało na wzajemnej współpracy.
Potterowie nie byli przesadnie religijni, ale starali się chodzić co tydzień do kościoła. Lily udzielała się popołudniami w świetlicy prowadzonej przez księdza. Czytała dzieciom książki i prowadziła zajęcia z plastyki. Hermiona uważała, że kobieta ma niesamowity talent do ludzi. Była w stanie odczytać ich zamiary i obawy, potrafiła uspokoić każdego, nieważne jak bardzo był roztrzęsiony. Kiedyś zapytała, czy nie jest leglimentką, ale Lily tylko zaśmiała się serdecznie.
Lampy w ogrodzie zgasły. Dziewczyny usłyszały kroki odbijające się echem po schodach i korytarzu. Następnie drzwi otwierały się i zamykały kilkakrotne. Potem zapadła cisza. Hermiona zerknęła na zegarek. Dwie minuty po północy. Miały jeszcze dwadzieścia osiem, żeby przygotować się do wyjścia. Ginny bezszelestnie zeszła z łóżka i wyciągnęła spod niego namiot, który przygotował dla nich Harry.
Hermiona wzięła wcześniej przygotowaną bluzę i ubrała ją. Kiedy poprawiała kaptur, zobaczyła, że jej przyjaciółka śmieje się z niej bezgłośnie.
– No co? Ma być czternaście stopni – powiedziała cicho.
– Ty się nigdy nie nauczysz – westchnęła dziewczyna i podeszła do niej. Rozpuściła jej warkocz i roztrzepała loki. – Przynajmniej ich nie związuj.
Kiedy były już gotowe, do drzwi ktoś zapukał. Hermiona uchyliła je, a po chwili wpuściła George’a do pokoju.
– Witam panie – mówił niemal szeptem – Zapraszam do bycia naszymi królikami doświadczalnymi. Raczej nie umrzecie – zażartował.
– Bardzo śmieszne.
Chłopak wyciągnął różdżkę i wymruczał zaklęcie. Hermionę otoczyła fioletowa chmura, która zaczęła delikatnie łaskotać jej skórę. Po chwili zniknęła.
– I co? To już? – zapytała zdziwiona.
George stał, uśmiechając się szeroko.
– Odwróć się – powiedział tylko.
Hermiona niemal nie krzyknęła. Za nią stała jej idealna kopia. Znaczy, prawie idealna. Przy bliższym przyjrzeniu się dało się zauważyć, że była nieco przezroczysta i rozmyta na krawędziach, ale w ciemnym pokoju ciężko było to dostrzec. Zjawa miała na sobie jej koszulę nocną, a włosy spięte miała w wysoki koczek.
– Czyli jednak działa – ucieszył się chłopak, po czym obszedł swoje dzieło z każdej strony. – Jaka precyzja!
– George… Byłabym wdzięczna gdybyś mnie tak nie oglądał – powiedziała Hermiona, unosząc brew.
– A tak, przepraszam… – Zmieszał się lekko. – Teraz twoja kolej, siostra.
Cały proces powtórzył się i po chwili do zjawy-Hermiony dołączyła również zjawa-Ginny.
– Musicie im kazać iść spać, bo inaczej będą tu stały kołkiem przez najbliższe kilka godzin.
– Kilka, to znaczy dokładnie ile? – zapytała Ginny, popychając swojego sobowtóra w kierunku łóżka.
– Jeszcze tego nie sprawdzaliśmy, ale jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to powinny tu być jeszcze chwilę po naszym powrocie. Znikną pewnie koło siódmej, może siódmej trzydzieści.
– A jak nie znikną? – Hermiona poprawiła kołdrę, układając zjawy do snu.
– To będziemy się martwić rano. Bierzcie rzeczy i idziemy.
Przejście po domu Harry’ego, tak by nikt ich nie usłyszał, okazało się cięższe niż mogłoby się to wydawać. Podłoga co prawda nie skrzypiała, ale schody dudniły, gdy się na nich stawało. Mimo że zależało im na czasie, bo nie mogli przewidzieć, czy pan Potter nie poczuje niewyobrażalnej ochoty na zimne mleko o dwunastej czterdzieści w nocy, schodzili niemal na palcach, gęsiego. Hermiona musiała przyznać, że siedem osób idących w ten sposób wyglądało naprawdę komicznie i pewnie roześmiałaby się, gdyby nie fakt, że chcieli utrzymać na grobową ciszę.
Harry nie ufał drzwiom frontowym, które miały okropny zwyczaj skrzypieć, wtedy, kiedy właśnie nie powinny, więc wyszli przez drzwi tarasowe. Dopiero na zewnątrz założyli buty i przeszli na przód domu. Ruszyli żwirową dróżką przed siebie.
Mieli wybrać się na plażę Broadsands, mieszczącą się w zatoce Watersmouth. Jej główna część znajdowała się na bardzo długiej płyciźnie, przez co była oblegana przez miejscowych. Jednak, gdy znało się ukryte ścieżki w lesie, można było dojść do dzikiej, piaszczystej plaży. Trzeba było pokonać dość strome zejście, by się na niej znaleźć, ale naprawdę było warto. Piasek był drobny i czysty, woda przecudownie niebieska i choć szybko robiło się głęboko, wspaniale się tam pływało.
Hermiona wiedziała, że Harry nie tylko lubił to miejsce ze względu na jego bajkowy wygląd, ale i również prywatność. Bez względu na porę dnia, czy pogodę, zawsze miał pewność, że nikt nie mógł zobaczyć co dzieje się na plaży. To dawało im możliwość rzucania czarów bez późniejszych, kompletnie niepotrzebnych ostrzeżeń ze strony Ministerstwa Magii.
Na miejsce doszli po mniej niż piętnastu minutach. Gdy tylko znaleźli się na piasku, Fred i George zabrali się za rozstawianie namiotów. Harry machnął ręką w kierunku Rona i razem poszli po drewno, które chłopak zawsze trzymał ukryte w pobliskiej, niewielkiej jaskini. Ginny, Hermiona i Draco stali pośrodku, nie wiedząc w co włożyć ręce i jak mogą się przydać.
– Wiecie co? Chyba pójdę po kamienie. Do ogniska – powiedziała w końcu Ginny, jakby będąc trochę nieobecna myślami. – Zaraz wracam.
Hermiona uniosła brew, ale nie skomentowała tego dziwnego zachowania. Spojrzała na Draco. Chłopak był wyraźnie zakłopotany i gołym okiem było widać, że nie wie jak zachowywać się w ich towarzystwie.
– Zawsze jesteś taki spięty? – zapytała, starając się zachęcić go do rozmowy.
Spojrzał na nią zdziwiony.
– Nie. Znaczy… Raczej nie. Przynajmniej nie wydaje mi się – zaśmiał się nieco nerwowo.
– Hej. – Uśmiechnęła się do niego ciepło i położyła rękę na jego ramieniu. – My naprawdę nie gryziemy. O co chodzi?
Dziewczynie wydało się, że w końcu ma zamiar się otworzyć i z nią porozmawiać, ale zanim Draco zdążył wypowiedzieć choć jedno słowo, Fred chrząknął i rzucił trochę agresywnym tonem:
– Rozłóż koce, Malfoy.
Blondyn odwrócił się do niego i zlustrował go wzrokiem.
– Tak jest, Weasley – prychnął.
Hermiona przyjrzała się bliźniakom. Wyglądało na to, że Fred chciał coś jeszcze dodać, ale George go powstrzymał. Chłopcy skończyli rozstawianie namiotów, a koce były już na swoim miejscu. Wszyscy usiedli. W powietrzu unosiła się dość nerwowa atmosfera. W końcu z jaskini wrócili Ron, Harry i Ginny. Rozmawiali.
– Nie bądź tego taka pewna! – powiedział Harry. Byli już wystarczająco blisko pozostałych, by Hermiona słyszała treść ich dyskusji. – To, że jesteś szybka wcale nie oznacza, że znalazłabyś znicza przede mną. – Rzucił kłody na piasek, a następnie schylił się, by poukładać je w bardziej zorganizowany sposób. Po kolei odbierał kolejne kawały drewna od Rona. – Pięć lat praktyki w drużynie.
– Zakład, kapitanie? – zachichotała dziewczyna i kucnęła przy ognisku.
– A wy co tacy cisi? – zapytał Ron, patrząc na Hermionę.
Dziewczyna nie odpowiedziała i natychmiast zerknęła na Draco. Chłopak wyglądał na zdenerwowanego. Fred nie prezentował się lepiej. Chłopcy unikali swojego wzroku i starali się zachować od siebie jak największy dystans, na jaki tylko pozwalały im koce. George westchnął.
– Zimno jest. Rozpalajcie ten ogień, bo wszyscy zamarzniemy – powiedział.
Hermiona wyciągnęła różdżkę i skierowała ją w stronę ogniska.
– Nie, czekaj – powiedział szybko Fred. – Przecież masz Namiar.
– W porządku, Fred. Ministerstwo ma szczerze gdzieś Dolinę, bo mieszka tu za mało mugoli, żeby dało się nas zdemaskować. Jeżeli, choć naprawdę wątpię, ktoś się przyczepi, zawsze możemy powiedzieć, że był to któryś z was – wyjaśnił szybko Harry i wskazał na bliźniaków. – Ale tak jak mówiłem… Tylko raz zdarzyło mi się upomnienie, a rzucałem tu tyle zaklęć… Syriusz powiedział, że był ze mną i się odwalili.
Chłopak skinął głową, a Hermiona podpaliła stos drewna. Początkowo zajęła się tylko jedna kłoda, ale ogień szybko przeniósł się na pozostałe. Wszystkim od razu zrobiło się cieplej.
– Swoją drogą, nie sądzicie, że Namiar to kompletna bzdura? – zapytał Ron, ogrzewając ręce nad płomieniami. – W sensie, jaki jest jego sens, skoro każdy przeciętnie inteligentny człowiek jest się w stanie z niego wykiwać?
– Nie powiedziałabym, że bzdura. Zachowują w ten sposób podstawowe zasady bezpieczeństwa.
– Tak, Hermiono, ale popatrz chociażby na Harry’ego – wtrąciła się Ginny. – Nie ma siedemnastu lat, a rzuca zaklęciami na prawo i lewo.
– No, może nie do końca – zaśmiał się chłopak. – Moja mama ma z tym straszny kłopot, ale ojciec przymyka na to oko.
– Generalnie Namiar łatwo jest ukryć w rodzinach czarodziejów, bo nie da się powiedzieć kto rzucił zaklęcie. Chociaż u nas w domu… – George zrobił pauzę. – Powiedzmy, że kochana Molly Weasley załatwiłaby nas patelnią za zwykłe Accio.
Wszyscy Weasleyowie zaśmiali się, potwierdzając słowa brata.
– Wspaniała kobieta – dodała Ginny.
– Ale u mugoli ma to jak najbardziej sens. Komu prędzej postawiłbyś zarzuty za użycie Lumos, George? Mnie czy mojemu ojcu, dentyście?
– Nie mówmy o skrajnych przypadkach…
– Tyle, że to nie są skrajne przypadki.
Do rozmowy niespodziewanie włączył się Draco, zwracając na siebie spojrzenia wszystkich. Chłopak wyglądał dość poważnie. Patrząc na George’a, kontynuował:
– Mugolaków jest coraz więcej. Na pewno więcej niż za czasów naszych rodziców. Czarodzieje czystej krwi są na wyginięciu, taka prawda.
Hermiona prychnęła.
– Czy to miała być obelga?
– Nie, skądże! – Draco natychmiast zareagował. – Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Przepraszam, jeżeli źle się wysłowiłem. Chodziło mi o to…
Ale dziewczyna przestała go słuchać. Znała chłopaka jedynie powierzchownie, prawie z widzenia. Mimo pozytywnego pierwszego wrażenia, myślała, że będzie podtrzymywał rodzinne przekonania o czystości krwi. Jego reakcja, natychmiastowe przeprosiny, niesamowicie ją zdziwiły.
– …według mnie stosowanie Namiaru w ramach pilnowania porządku prawnego miałoby jedynie sens, gdyby zaklęcie nakładane bezpośrednio na czarodzieja informowało o dokładnych działaniach jednostki, a nie przynosiło informacje obszarowe.
Wszyscy popatrzyli na chłopaka ze zdziwieniem.
– Rany, Draco, nadawałbyś się na prawnika – powiedział w końcu Harry, wybuchając śmiechem.
Ślizgon szybko do niego dołączył.
– Tak, przepraszam. Czytam za dużo niepotrzebnych książek.
– Żadna książka nie jest niepotrzebna – wtrąciła Hermiona, uśmiechając się do niego.
Chłopak odwzajemnił gest.
– Prawda jest taka, że kompletnie nie wiem co chciałbym robić po Hogwarcie.
– Nie ty jeden – westchnął Ron, co zdziwiło Hermionę, bo wiedziała jak nie lubił chłopaka, więc dziwnym zdawało jej przyznawanie do takiej rzeczy. – Powiedziałem rodzicom, że chcę grać w Quidditcha, żeby dali mi spokój.
– Praca aurora wydaje się ciekawa. Skąd właściwie taki pomysł, Harry? – zapytała Ginny.
– Generalnie, tak jak powiedziała wasza mama, na początku zainteresowały mnie zajęcia z Moodym, a potem zacząłem grzebać, pytać. Syriusz i Lupin sporo mi o tym opowiadali, bo byli w Zakonie Feniksa w trakcie Wojny Czarodziejów.
– A twoi rodzice? Przecież Syriusz pokazywał nam ich wspólne zdjęcia. To z rodzicami Neville’a, pamiętasz?
– Tak, należeli do Zakonu, ale dość krótko. Ojciec miał początkowo zostać i dalej walczyć, ale mama bardzo nalegała, aż w końcu zgodził się zostawić służbę. Gdyby nie Syriusz, pewnie by nas załatwili. Wiecie, w trakcie tego ataku w osiemdziesiątym pierwszym.
Wszyscy słuchali Harry’ego, zafascynowani jego opowieścią.
– Podobno było blisko – kontynuował chłopak. – W ostatniej chwili udało mu się dopaść jednego z nich. Jakiegoś Pettigrew? Chyba tak. Ojciec mówił, że kiedy chodzili do Hogwartu strasznie chciał się z nimi zaprzyjaźnić.
Hermiona zauważyła kątem oka, że Draco powoli zaciska szczęki.
– Wyobraźcie sobie jakie to musiało być uczucie… Jeden z waszych znajomych kilka lat później spiskuje, żeby was zabić. Przecież kuzynka Syriusza, Bellatriks, skończyła szkołę tylko dwa lata przed tym jak on ją zaczął.
– Harry – powiedziała Hermiona, widząc jak Draco zaciska pięści.
– A z niektórymi naprawdę mijali się na korytarzu…
– Harry – powtórzyła dziewczyna, tym razem ostrzej.
– Chociażby mąż jej drugiej kuzynki. Lucjusz…
Chłopak urwał, gdy uświadomił sobie, że powiedział o kilka zdań za dużo. Niestety, było już za późno. Draco zerwał się na równe nogi i ruszył szybko przed siebie.
– Gratulacje. Naprawdę masz świetne wyczucie sytuacji – niemal warknęła Hermiona i poszła w stronę blondyna. 
Stał opierając się o jedną ze skał przy brzegu i oddychał ciężko. Miał zamknięte oczy, a głowę zadarł ku górze. Cały drżał. Dziewczyna nie wiedziała, co dokładnie powinna zrobić, więc stała tak przez chwilę w milczeniu, nerwowo wykręcając palce.
– Nie powinienem tu przychodzić.
Spojrzała na niego zdziwiona.
– Nie pasuję do was i nigdy nie będę.
– To nieprawda – zaczęła niepewnie, ale szybko jej przerwał.
– To właśnie jest szczera prawda! – krzyknął. – Czy mój ojciec był Śmierciożercą? Tak! Czy płacę za jego błędy każdego dnia? Tak! Czy mam tego wszystkiego dosyć? Tak! Tak! Tak! – Uderzył pięścią w kamień. Po jego dłoni polała się krew. Głos się mu załamał. – Dlatego tak bardzo nienawidzę Hogwartu…
Hermiona niewiele myśląc po prostu go przytuliła. Chłopak był zaskoczony takim obrotem spraw, więc stał przez moment sparaliżowany, ale po chwili również ją objął.
– Dziękuję, że to zrobiłeś, bo czułam się jak ostatnia idiotka.
Chłopak zaśmiał się na te słowa. Puścił ją i spojrzał jej głęboko w oczy. Wciąż się uśmiechał. Był przy tym tak bardzo onieśmielający.
– Masz naprawdę wyjątkowy talent rozchmurzania ludzi, Granger.
Dziewczyna zarumieniła się i spuściła wzrok. Cieszyła się, że był środek nocy i nie mógł tego zauważyć, bo spłonęłaby ze wstydu.
– Proszę, mów do mnie Hermiona… – wymamrotała.
– Lubię twoje nazwisko. Jest takie…
– Pospolite.
– … miękkie – dokończył. – A teraz chodź, zanim Fred wydłubie mi oczy.
– Co?
– Nie mów, że nie widzisz jak Weasley na ciebie leci.
Hermiona nie skomentowała tych słów. Kiedy zbliżyli się do ogniska, Ginny szturchnęła Harry’ego, który natychmiast wstał i powiedział:
– Słuchaj, Draco… Chciałbym cię przeprosić za wcześniej. Nie powinienem…
– Nie ma sprawy. Nie wracajmy do tematu – powiedział, co jego kuzyn przyjął z wyraźną ulgą. – Może zaczniemy w końcu pić, co? Bo jak tak dalej pójdzie wrócimy do domu z torbą pełną alkoholu.
– W końcu ktoś tu mówi z sensem! – powiedziała Ginny z entuzjazmem i pstryknęła palcami, wskazując na George’a. – Czyń honory, braciszku.
Chłopak sięgnął po torbę rzuconą niedaleko jednego z namiotów i przyciągnął ją bliżej. Wyglądała na naprawdę ciężką, więc Hermiona nie zdziwiła się na widok jej zawartości w pełnej okazałości. Weasleyowie przywieźli ze sobą osiem kremowych piw, w tym jedno imbirowe (domyśliła się, że był to ukłon w jej stronę, ponieważ jako jedyna z towarzystwa je lubiła), trzy wina produkcji Molly Weasley, które pewnie zwinęli ze spiżarni i dwie butelki ognistej whisky. Dziewczyna zachichotała, gdy zauważyła, że wokół jednej z butelek zawiązana jest ogromna i trochę nieudana, czerwona kokarda.
– No, to właśnie nasz prezent, Harry – powiedział George, podając mu alkohol.
– Stara Ognista Whisky Ogdena i to piętnastoletnia – wyjaśnił Fred z dumą.
– Nie trzeba było, chłopaki. To zdecydowanie za drogi prezent.
– Odwdzięczamy się tylko za stare przysługi.
– Przyjmę go tylko jeżeli napijecie się ze mną.
Po krótkiej sprzeczce czy wypada dzielić się taką wykwintną whisky przy ognisku na plaży kilkanaście minut po drugiej w nocy, Harry w końcu zdecydował, że wypiją ją zaraz po kremowych piwach. Otworzyli butelki.
– Nie rozumiem jak możesz pić to świństwo – powiedział Ron, krzywiąc się, gdy Hermiona pociągnęła duży łyk swojego napoju.
– Lubię imbir, bo dodaje tego cudownego zapachu i przy okazji rozgrzewa.
– W tym momencie nawet ja bym się tego napiła, bo robi się cholernie zimno – jęknęła Ginny.
Hermiona miała właśnie przypomnieć jej, że marznie tylko ze względu na własną głupotę, ale Harry ubiegł ją, oferując dziewczynie swoją bluzę. Przyjęła ją z uśmiechem i podziękowała. Chłopak silnie potarł dłońmi o jej ramiona kilkakrotnie, aby ogrzać ją jeszcze bardziej. Kiedy jednak skończył, nie zabrał ręki, delikatnie obejmując Ginny, która nie wyglądała na niezadowoloną z takiego obrotu sytuacji.
„A to cwana jędza.” – pomyślała, uśmiechając się pod nosem.
Musiała przyznać, że zawsze czuła jakieś niewytłumaczalne przyciąganie pomiędzy tą dwójką. Poznali się na stacji King’s Cross, pierwszego września, kiedy Harry, Ron i Hermiona rozpoczynali naukę w Hogwarcie. Dziesięcioletnia wówczas Ginny zakochała się w chłopcu po uszy, ale z czasem to szczeniackie uczucie przerodziło się w przyjaźń. Niekoniecznie z decyzji dziewczyny, może bardziej z konieczności. Widocznie zrozumiała, że musi dać chłopakowi dojrzeć do myśli o niej jako kobiecie, a nie tylko siostrze brata. Hermiona wiedziała, że Ginny niedawno zakończyła swój, trwający prawie pół roku związek z Deanem Thomasem, co dawało jej możliwości działania. Widocznie w końcu nadszedł jej czas.
Nie wiedziała, jak Ron zareaguje na ewentualny związek przyjaciela z jego siostrą, ale póki co nie zauważał sygnałów z żadnej ze stron. Nie był ślepy, to Harry po prostu dobrze się ukrywał. Nie była pewna, czy chłopak nie chciał się przyznać się do uczuć przed samym sobą, czy właśnie bał się reakcji ze strony najbliższych. W końcu znali się tyle lat, byli prawie rodziną. Hermiona nie znała się na zasadach panujących wśród chłopców, ale jednego była pewna. Nie chodzi się z młodszymi siostrami najlepszych przyjaciół.
Z zamyślenia wyrwał ją Draco, który wstał i po chwili przyniósł swoją torbę. Wyjął z niej aparat fotograficzny i przyłożył go do twarzy. Już miał nacisnąć guzik, gdy nagle zapytał:
– Przepraszam, nie wiem…Mogę wam robić zdjęcia?
– Co za głupie pytanie, nie krępuj się!
Lampa błysnęła jasnym światłem.
– Lubisz fotografię? – zapytała Hermiona.
– Bardzo. Blaise mnie zaraził.
Ginny uniosła wysoko brwi.
– Blaise? Mówisz, że Blaise Zabini ma duszę artysty?
Ron prychnął.
– Nie każdy z aparatem to artysta.
– I tu muszę ci przyznać rację. – Hermiona nie zdziwiła się, że Draco odezwał się do niego w ten sposób. Nie lubili się, więc imię nie wchodziło w grę, a nazwisko było zbyt zimne i nieprzyjemne, jak na przyjacielską imprezę na plaży. Pomyślała, że naprawdę rozważnie dobiera słowa, których używa. – Blaise jest po prostu bardzo znudzonym człowiekiem. A co do mnie… Cóż, ja staram się próbować nowe rzeczy.
Harry nagle wstał od ogniska, jakby sobie o czymś przypomniał. Faktycznie tak było. Wrócił do przyjaciół w towarzystwie sporego futerału. Otworzył go i wyjął ze środka gitarę.
– Skoro już mówimy o zainteresowaniach…
– Na brodę Merlina, Harry – zaśmiał się Draco, widząc instrument w rękach kuzyna. – Czy ty choć na chwilę możesz przełamać swój stereotypowy wizerunek najpopularniejszego chłopaka w szkole?
– Sportowiec, niezły uczeń, pupilek dyrektora, ulubieniec dziewczyn – podchwycił George.
– I do tego wszystkiego jeszcze gra na gitarze! – podsumował Fred.
Harry usiadł na kocu obok Ginny i roześmiał się. Majstrując przy strunach, prawdopodobnie chcąc nastroić gitarę, powiedział:
– Niestety was rozczaruję, ale nie potrafię śpiewać.
– Potwierdzam – jęknął Ron. – Żeby go słuchać, naprawdę musimy otworzyć tę whisky.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Niestety, Ron miał całkowitą rację. O ile Harry’emu nie można było zarzucić braku talentu gry na gitarze (chociaż było miejscami słychać było, że dopiero zaczynał), to nie miał za grosz głosu. Fałszował prawie wszystkie możliwe dźwięki, doprowadzając przyjaciół do cichego chichotania. Mimo tej naprawdę miernej oprawy muzycznej, nikt mu nie przerywał. Po krótkim solowym koncercie ogniskowych klasyków, zarządził przerwę na pierwszą kolejkę prezentu urodzinowego od bliźniaków.
Odwiązał kokardę i poprosił Draco, by zrobił mu zdjęcie z butelką. Ten przyjął prośbę z uśmiechem i natychmiast ją spełnił. Po pamiątkowej fotografii Harry odkręcił whisky i powąchał ją. Na jego twarz wpłynęło rozmarzenie, które szybko ustąpiło skrzywieniu, gdy jego przełyk poczuł zawartość alkoholu, która powoli przelewała się do jego żołądka.
Butelka była szybko przekazywana z rąk do rąk, paląc gardła każdego kto się z niej napił. W końcu dotarła do Hermiony. Dziewczyna uniosła rękę i odsunęła trunek od siebie.
– Ja dziękuję.
– Hermiono, no weź! Co jak co, ale piętnastoletniej whisky należy się szacunek – powiedział Ron śmiertelnie poważnym tonem.
– Nie przepadam za tym smakiem. Jest zbyt intensywny.
– Powiedziała wielbicielka imbiru – zachichotała Ginny.
Draco wciąż trzymał butelkę w powietrzu, czekając aż dziewczyna ją weźmie. Hermiona jednak postanowiła być nieugięta.
– Naprawdę, nie przekonacie mnie.
– Skoro nawet nie spróbowałaś, to skąd wiesz, że ci nie smakuje? – zapytał chłopak unosząc brew.
– Wiem i tyle.
Westchnął.
– Założę się, że pierwszy raz piłaś w wakacje. Pewnie podkradłaś rodzicom coś z barku, kiedy poszli do pracy. Mam rację? – Patrzył na nią wyczekująco. – Łyczek. Jeden, mały łyczek, a dam ci spokój. Wszyscy damy ci spokój.
Dziewczyna zawahała się przez moment i zerknęła na butelkę. Bursztynowy alkohol leniwie się w niej przelewający faktycznie nie wyglądał źle, a nawet zachęcająco, ale znała swoją tolerancję, a raczej nietolerancję napojów wysokoprocentowych i po prostu nie chciała ryzykować. Przeniosła wzrok na chłopaka, który potrząsnął delikatnie whisky. Przyglądał się jej uważnie, czekając na jakąkolwiek reakcję, ale ona zamiast podejmować decyzję po raz kolejny poczuła się onieśmielona jego spojrzeniem. W niebieskich oczach wyraźnie widziała odbijające się płomienie ogniska.
– Jesteś strasznie uparta, Granger. Nie chcesz, nie pij.
Dziewczyna uniosła wysoko brwi i wyrwała mu butelkę z dłoni. Przyłożyła ją do ust, gwałtownie przechyliła i wzięła duży łyk alkoholu. Gdy tylko go połknęła poczuła niewyobrażalne pieczenie w gardle, ale nie skrzywiła się. Otarła usta wolną dłonią i rzuciła chłopakowi wyzywające spojrzenie. Była z siebie naprawdę dumna.
Kompletnie nie spodziewała się śmiechu chłopaka. Pokręcił jedynie głową, widząc jej zdziwioną minę. Wziął od niej butelkę i podał ją Ginny. Zanim wyjaśnił Hermionie, o co chodzi, butelka zdążyła wrócić do Harry’ego.
– Właśnie to uwielbiam w Gryfonach. Tak łatwo wami zmanipulować.
Dziewczyna prychnęła z oburzeniem, choć w głębi duszy nie była zła. Była pod wrażeniem jak łatwo zmienił swoją prośbę, której nie chciała spełnić, w coś w rodzaju podświadomego zakazu, który aż prosił się o złamanie. Naprawdę pasował do Slytherinu.
Ten pierwszy łyk whisky sprawił, że kolejne wchodziły już bez takiego oporu. Butelka dość szybko się opróżniła. Na tyle szybko, że Hermiona poprosiła o chwilę przerwy przed otwarciem następnej. Harry nie miał z tym najmniejszego problemu. Chętnie chwycił za gitarę, wiedząc, że jego publiczność stała się bardziej wyrozumiała. Zagrał „Stand By Me” Bena E. Kinga. Hermiona szybko włączyła się do śpiewania, ponieważ lubiła tę piosenkę. Za jej przykładem poszli Ron i bliźniacy, aż w końcu cała szóstka wtórowała Harry’emu.
Darli się w niebogłosy, szczególnie w trakcie refrenów. Oryginał trwał niecałe trzy minuty, ale udało im się to wydłużyć do prawie sześciu, gdy Harry dodał jeszcze cztery powtórzenia „Oh, darling, darling, stand by me”.
Uwielbiała takie chwile, kiedy nie musieli martwić się niczym, kiedy po prostu trwali w swoim towarzystwie. Oczywiście kochała naukę w Hogwarcie, a prace domowe czy egzaminy nie stanowiły dla niej najmniejszego problemu, ale szkoła narzucała zawrotne tempo życia. Tempo, które zwalniało podczas wspólnych wyjazdów na ferie i wakacje, tych planowanych i tych spontanicznych. To właśnie one były pełne magicznych momentów, przepełnionych beztroskim docenianiem wszystkiego, co ich otacza. Chciała, by te chwile mogły trwać wiecznie.
Wiedziała, że część z tych przemyśleń podsunął jej również alkohol, którego nie spożywała w ilościach choćby przybliżonych do jej przyjaciół, ale nie interesowało ją to zbytnio. Poczuła jak ciało objęło przyjemne mrowienie, a śmiech wypływa z jej ust częściej i łatwiej. Stan cudownego otępienia powoli przejmował jej zmysły.
– Mógłbyś zagrać coś Oasis! – powiedziała Ginny, stukając w gitarę. – Na przykład „Wonderwall”. Wiesz, jak lubię tę piosenkę.
– Przecież fałszuję. – Harry, z niezrozumiałej przyczyny, wypowiedział te słowa, jakby naprawdę się ich wstydził.
– Na twoje szczęście, Liam Gallagher też nie jest wokalnym mistrzem na koncertach – zaśmiała się i oparła brodę o kolano, patrząc na chłopaka wyczekująco.
W końcu przekonał się i zaczął miarowo uderzać w struny instrumentu. Hermiona również przepadała za tą piosenką. Częściowo była to sprawka Ginny, która zawsze, gdy do niej przyjeżdżała, korzystała z jej mugolskiego sprzętu i puszczała płytę „(What's the Story) Morning Glory?”. Mimo że zespół wydał ją niecały rok wcześniej, dziewczyna miała wrażenie, że zna teksty na pamięć. Gdy słuchały ją tyle razy, nie miała wyjścia i musiała ją w końcu polubić.
Nie wiedziała, czy to kwestia wypitego alkoholu, ale głos Harry’ego był nadzwyczajnie przyjemny. W uszy już nie rzucały się tak nieczyste dźwięki. Ustąpiły delikatnej melodyjności i rytmowi wybijanemu przez gitarę. Poczuła jak głowa powoli jej opada, aż nagle zatrzymuje się. Zdziwiona, spojrzała w górę i zobaczyła, że jej oparciem stało się ramię Draco. Policzki spłonęły jej rumieńcem, którego i tak nikt nie zauważył przez ogólne zaczerwienienie twarzy spowodowane whisky.
Chłopak zignorował jej ciężką głowę i nie skomentował tego w żaden sposób. Pozwalał jej na wykorzystanie go jako zamiennika poduszki, z czego Hermiona bardzo się cieszyła. W tamtym momencie była pewna, że nie mocny alkohol nie był dla niej. Nagle, Draco poruszył się, powodując, że musiała (niechętnie) podnieść głowę. Odwrócił się do bliźniaków i nachylił się.
– Podalibyście wino? – szepnął, nie chcąc przerywać Harry’emu.
George skinął głową i już sięgał po jedną z butelek o pięknym, intensywnie czerwonym kolorze, gdy Fred złapał go za nadgarstek i, patrząc Draco w oczy, z powagą powiedział:
– Nie sądzę. Nie powinna już pić.
– Nie mam zamiaru dać go Hermionie, słowo – wytłumaczył Draco, z lekką nutą zniecierpliwienia w głosie. – Nie jestem ślepy. Widzę w jakim jest stanie.
– Ja jestem w bardzo dobrym stanie! – wtrąciła dziewczyna i natychmiast zdziwiła się niewyraźnością swoich słów.
Ginny zaśmiała się, a Hermiona tylko obrzuciła ją pełnym oburzenia spojrzeniem. Nie mogła być pijana, nie powinna, ale właśnie tak się czuła. Mimo delikatnego wirowania w głowie wino, które leżało na wierzchu torby tak bardzo kusiło swoim, zapewne, słodkim smakiem.
W końcu Fred ustąpił i podał Draco butelkę razem z korkociągiem. Chłopak otworzył ją szybko, a do nozdrzy dziewczyny doleciał piękny, czereśniowy aromat. Naprawdę miała ochotę na to wino, choć wszystko, na czele ze zdrowym rozsądkiem, mówiło jej, by go nie pić.
Przez dłuższą chwilę trwała w swoim postanowieniu o zachowaniu swojego niecałkowicie trzeźwego stanu i nie pogarszaniu sytuacji, ale gdy zauważyła jak blondyn upija alkohol, poczuła na niego jeszcze większą ochotę. Wyciągnęła do niego rękę jak małe dziecko, gdy prosi o cukierka i czekała, aż poda jej butelkę.
– To nie jest dobry pomysł.
– Daj, nic mi nie będzie.
– Nie jestem tego taki pewny…
– Ja też nie – dodał Fred, obserwując ją uważnie.
Ginny wywróciła oczami i powiedziała:
– Bez przesady, nie umrze od jednego łyka. I przestańcie w końcu gadać, cholera jasna.
Fred westchnął i machnął ręką. Draco niezbyt przekonany podał Hermionie butelkę, która przyjęła ją z ogromnym entuzjazmem. Wiedziała, że przyjaciele nie pozwolą jej wypić więcej niż tylko ten jeden raz, przynajmniej przez najbliższy czas, więc postanowiła celebrować ten moment. Przechyliła butelkę, napełniając usta winem. Poczuła jak delikatnie cierpki napój rozlewa się po języku, stopniowo dopuszczając do zmysłów jego słodki, czereśniowy smak. Kiedy trunek zaczął się nagrzewać, połknęła go niechętnie się z nim żegnając. Postanowiła być fair, więc szybko oddała butelkę razem z korkiem Ginny, która pociągnęła z niej małego łyka.
Harry śpiewał już ostatni refren, a wszyscy słuchali go ze skupieniem. Gdy skończył Ginny zaklaskała radośnie, a chłopak uśmiechnął się, kłaniając się teatralnie. Odłożył gitarę do pokrowca i położył ją obok jednego z namiotów. Ron również wstał i, jakby porozumiewali się bez słów, wspólnie wrócili z torbami pełnymi jedzenia. George, na prośbę chłopaków, przyniósł siedem długich i cienkich gałęzi, zaostrzonych nieco na końcach. Rozdał każdemu po jednym i usiadł na swoim miejscu.
Okazało się, że Harry przygotował dla każdego po kiełbasce. Miał też dwa, duże bochenki białego chleba, keczup i musztardę, a także największe opakowanie pianek jakie kiedykolwiek widziała Hermiona.
Chętnie zjedli, bo alkohol skutecznie zaostrzył im apetyt. W powietrzu unosił się intensywny zapach pieczonych kiełbasek i podpiekanych kromek chleba. Draco niemal nie opryskał siebie keczupem, gdy starał się go wycisnąć na papierowy talerzyk, ale Hermiona pomogła mu szybko, widząc jego nieudolne starania.
Temat rozmów przeszedł na szkołę i ich oczekiwania dotyczące tego roku. Wszyscy byli ciekawi nowego nauczyciela eliksirów, który miał zastąpić Snape’a, po tym jak zdecydował się wstąpić w szeregi aurorów.
– Serio, to niesprawiedliwe. Dopiero co skończyliśmy szkołę i akurat w tym roku zmienia się nauczyciel? – jęknął Fred.
– Niekoniecznie na dobre – powiedziała Hermiona, nabijając kromkę chleba na swój patyk. – Może wpadniemy z deszczu pod rynnę.
– Nie wiem czy przy Snape’ie jest to możliwe – parsknął śmiechem Harry, ale szybko zerknął badawczo na Draco. – A, przepraszam. Bo wy jesteście blisko, prawda?
– To przyjaciel mojej matki, nie mój. Ale tak, można powiedzieć, że znam go całkiem nieźle. On tylko wydaje się być takim dupkiem. Dla swojego domu…
– Też jest dupkiem? – wtrącił Ron.
– Tak, ale mniejszym. – Chłopak uśmiechnął się szeroko. – Generalnie Snape wybiera sobie swoich ulubieńców, których broni i trochę też faworyzuje. Ale inni nauczyciele też przecież tacy są. McGonagall, na przykład.
– Tyle, że jej pupilki mają jeszcze bardziej pod górkę. Prawda, Hermiono?
– Oj, tak. – Westchnęła. – Pamiętam jak raz poprosiłam ją o przedłużenie terminu oddania pracy w imieniu klasy… W życiu tak szybko nie uciekałam przed nauczycielem.
Dziewczyna uważała, że profesor McGonagall była jedną z najbardziej surowych i wymagających nauczycieli w całym Hogwarcie. W jej słowniku nie istniało pojęcie „taryfa ulgowa”. Fakt faktem, czasem zdarzało się jej odpuszczać niektóre przewinienia Gryfonom, które głownie powstawały przez treningi i mecze Quidditcha (ponieważ sama była wielką fanką tego sportu i zawzięcie kibicowała drużynie Gryffindoru), ale robili tak wszyscy opiekunowie domów.
Ognisko zaczęło powoli przygasać, więc Fred i George poszli po więcej drewna. Ron ziewnął głęboko i zapytał o godzinę. Gdy usłyszał, że było już wpół do czwartej postanowił opuścić przyjaciół i pójść spać.
– Zostało półtorej godziny do wschodu – powiedział cicho Draco.
– Nie wiem jak wy, ale ja nie mam zamiaru go przegapić – powiedziała Ginny, przeciągając się. Pozwoliła, by Harry objął ją ramieniem i przytuliła się do niego.
Żeby naprawdę cieszyć się widokiem wschodzącego słońca powinni przejść na wzgórze Little Hangman, które było miejscowym punktem widokowym, ale dłuższy spacer był ostatnią rzeczą, na którą mieli ochotę, zwłaszcza, że później musieliby nadrabiać drogi, wracając do domu Harry’ego.
Niebo wciąż było intensywnie granatowe, ale już nie tak ciemne jak kilka godzin wcześniej. Gdy bliźniacy wrócili z drewnem, wokół ogniska zrobiło się jaśniej, a przede wszystkim cieplej, ku uldze Hermiony. Sięgnęła po paczkę z piankami i nabiła jedną z nich na gałąź. Fred również się skusił.
Obserwowała jak pianka topi się nad leniwymi płomieniami ogniska i powoli zmienia swój kolor z białego na delikatnie złocisty. Obracała ją powoli, chcąc ogrzać ją równomiernie. Gdy zobaczyła, że pianka Freda zajęła się ogniem, wybuchnęła śmiechem.
– Nawet nie wiedziałam, że to możliwe.
– Ze mną wszystko jest możliwe – powiedział i puścił jej oczko.
Hermiona natychmiast odwróciła wzrok. Nie wiedziała jak reagować na tego typu zachowanie. Nigdy nie była z nikim w związku. Jej pierwszą miłością był Wiktor Krum, który zaprosił ją na Bal Bożonarodzeniowy na czwartym roku. Ostatecznie rozdzieliły ich różnice charakterów i prawie dwa tysiące mil.
Jej relacje z Fredem były podobne do tych z Wiktorem. Zdawało się jej, że są kompletnie różni. On był nieobliczalny i nieco szalony, a ona poukładana i spokojna. Jego brutalne dowcipy często wzbudzały w niej oburzenie, ale mimo wszystko czuła się dobrze w jego towarzystwie. Doceniała jego inteligencję i talent do prowadzenia własnego biznesu, a także lubiła jego lekkie poczucie humoru. Te wszystkie cechy i ilość lat, przez które się znali składały się w przyjemną całość. Kłopot tkwił w tym, że ona widziała w nim raczej kogoś w rodzaju starszego brata, z którym często lubiła się sprzeczać. Wcześniej i on traktował ją jak siostrę. To jej odpowiadało. Gdy zauważyła powoli rosnące w nim uczucie, zaczęła się w tym wszystkim gubić i po raz pierwszy musiała przyznać sama przed sobą, że nie miała pojęcia jak wyjść z tej sytuacji.
Unikając jego spojrzenia, zdjęła swoją piankę znad ognia i zjadła ją. Była gorąca i słodka, a przede wszystkim cudownie miękka. Natychmiast sięgnęła po kolejną. Tym razem zawiesiła ją nieco bliżej płomieni, chcąc uzyskać delikatną skorupkę.
Kątem oka zauważyła, że Draco i George wstali z koca. Pomyślała, że mieli zamiar pójść spać. Faktycznie, jeden z bliźniaków pożegnał się ze wszystkimi i zniknął w namiocie. Blondyn wrócił po chwili z torbą, z której wyjął paczkę papierosów. Wyjął jednego i włożył go do ust. Już miał go odpalić, gdy spojrzał po pozostałych, wyjął go i powiedział:
– Ktoś chce?
Ginny i Harry chętnie przyjęli propozycję. Draco podał im zapalniczkę. Podsunął paczkę Fredowi, ale on tylko pokręcił głową. Kiedy skierował ją do Hermiony, skrzywiła się.
– Nienawidzę tytoniu.
– Nie przetrwałabyś w Slytherinie – zaśmiał się i odpalił papierosa. Zaciągnął się. – U nas żyje się tylko łzami, szlugami i whisky. – Wypuścił dym.
Podmuch wiatru skierował go centralnie na nią. Zakaszlała.
– Poczekaj, zamieńmy się miejscami.
Hermiona usiadła pomiędzy nim a Fredem. Obserwowała jak Draco palił. Zastanawiała się, czy w jakikolwiek sposób imponuje to innym. Sama nie widziała sensu w zatruwaniu organizmu na własne życzenie. Całe szczęście, jej przyjaciele albo nie byli palaczami, tak jak ona, albo robili to okazjonalnie. Zapach papierosów gryzł ją w nozdrza i w nadmiarze powodował mdłości.
Z rozmyślań wyrwał ją przyjemny dreszcz, który przeszedł szybko po jej ciele. Zerknęła w bok i zobaczyła, że Fred, niby niechcący, zahaczył palcem o jej dłoń. Zignorowała to. Po chwili, poczuła, że chłopak zaczął gładzić kciukiem jej rękę. Odsunęła się natychmiast. Poprosiła Ginny, żeby podała butelkę czereśniowego wina, które zachowali na później. Wyjęła korek i pociągnęła ogromny łyk.
– Hej! Zostaw coś dla nas! – Przyjaciółka była wyraźnie rozbawiona jej nagłą ochotą na alkohol.
Hermiona zignorowała ją. Bez słowa wstała i odeszła od ogniska. Podeszła aż do samego brzegu. Widząc jak fale powoli przelewają się po piasku, postanowiła zdjąć buty. Weszła do wody, która zaskoczyła ją swoim przeszywającym chłodem. Ponownie napiła się wina. Usłyszała za sobą, że ktoś szedł w jej kierunku i wcale nie zdziwiła się, gdy tą osobą okazał się być Fred. Chłopak stał na suchym piasku, kilka kroków za nią. Milczał. Ona również. Wzięła kolejny łyk.
– Słuchaj, Hermiono…
Odwróciła się i popatrzyła na niego. Stał z rękami w kieszeniach i kiwał się lekko na boki ze zdenerwowania. Wiedziała o czym chciał jej powiedzieć. Była to ostatnia rzecz, którą chciała usłyszeć. Chciała unikać tej rozmowy tak długo, jak było to tylko możliwe. Jednak szybko zrozumiała, że nie zawsze wygodne rozwiązania są możliwe. Podeszła do chłopaka i podniosła wysoko głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Uśmiechnął się delikatnie i zbliżył się do niej. Wyciągnął rękę, na początku nieco nieśmiało, ale gdy złapał jej dłoń, był to już zdecydowany i męski, choć delikatny uścisk. Po raz kolejny zaczął kreślić na jej skórze kółka opuszkiem kciuka.
– Fred…– powiedziała bardzo cicho, niemal szepcząc. Spuściła wzrok.
Odebrał jej nieśmiałość kompletnie inaczej, niż by tego chciała. Drugą ręką odgarnął jej włosy z twarzy i założył je za ucho. Poczuła jak jego palce powoli przesuwają się po jej policzku aż do brody i, unosząc ją delikatnie, zaczynają przyciągać ją bliżej twarzy chłopaka. Wszystko w jej wnętrzu krzyczało, że to było złe.
„Skoro tego nie chcę, dlaczego jest mi tak dobrze?” – pomyślała, nie widząc żadnego wyjścia z zaistniałej sytuacji.
Przestrzeń pomiędzy nimi była tak mała, że czuła ciepło bijące z jego policzków i niespokojny, przyspieszony oddech. Mimowolnie zamknęła oczy. Chłopak objął ją w talii. Przywarła do niego ciałem, a ręce oparła na jego ramionach. Czuła swoje serce bijące w zawrotnym tempie. Pozwoliła, by ją pocałował. Miał tak miękkie usta…
Wszystko trwało tak krótko. Jedna, niewinna i osamotniona pieszczota. Oparł brodę o jej czoło i odetchnął głęboko. Wiedziała, że zrobił to, bo mu ulżyło. Miał fałszywe wrażenie, że ona odwzajemnia to uczucie. Wtedy głos w jej głowie zaczął krzyczeć głośniej. Stał się tak denerwujący, że nie sposób było już go ignorować. Musiała to przerwać.
Chłopak ponownie nachylił się, by ją pocałować, ale tym razem Hermiona odsunęła się gwałtownie. Popatrzył na nią pełnymi zdziwienia oczami. Szybko odwróciła wzrok, nie chcąc znajdywać w nich ukrytej odrobiny smutku, który zapewne przedzierał się wtedy już do jego świadomości.
– Nie. – Nie myślała, że tak ciężko będzie jej wypowiedzieć te słowa. Zrobiła głęboki wdech. Podniosła głowę. – Nie, Fred. – Te słowa zabrzmiały już pewniej.
– Rozumiem – powiedział po chwili milczenia. Patrzył na nią, czuła to. – Przepraszam.
Chciała powiedzieć, że nie ma za co, że mogła przecież nie dopuścić do tego wszystkiego, ale słowa nie przechodziły jej przez gardło. Stali tak przez chwilę, nie mówiąc nic. Wokół nich słychać było jedynie szum fal, przyciszone głosy przyjaciół, trzask palonego drewna i ich miarowe, choć płytkie oddechy. W końcu Fred odszedł bez słowa. Nie szła za nim, nie miało to najmniejszego sensu. Stała, ślepo wpatrując się w piasek, czując jak do oczu zaczynają napływać jej słone łzy.
Ktoś dotknął jej ramienia. Nie zdziwiła się, gdy zobaczyła zatroskaną twarz Ginny.
– Wszystko w porządku?
Hemiona kiwnęła głową i poczuła jak przyjaciółka wyjmuje jej z ręki prawie pustą butelkę wina. Ginny objęła ją i poprowadziła w stronę ogniska. Harry rysował coś palcem po piasku, a Draco patrzył w ogień. Freda nigdzie nie było.
– Poszedł przed siebie. Mówił, że... – zaczął Harry, ale widząc wzrok Ginny, zamilkł.
– Będzie dobrze – powiedziała, poprawiając włosy Hermionie. Związała je w niedbałego koczka. – On tylko potrzebuje trochę czasu, ale...
Hermiona prychnęła, gdy dziewczyna nie dokończyła zdania. „Będzie dobrze”. Może i miało być dobrze, ale już nigdy nie miało być tak samo. Stworzyła dystans pomiędzy nimi i tylko ona była temu winna.
– Chyba dorzuciliśmy ostatnio trochę za mało drewna – mruknął Draco, szturchając kijem popiół w ognisku. – Przyniesiecie?
Ginny uniosła brew, ale Harry kiwnął głową. Wstali i ruszyli w stronę drzew. Hermiona pomyślała, że wyczerpały im się zapasy z jaskini. Blondyn również podniósł się z koca i schylił się po przedostatnią butelkę wina. Było białe, domyśliła się, że zapewne zrobione z bzu. Odkorkował je szybkim ruchem i napił się.
– Co jak co, ale pani Weasley robi dobre wina. Chcesz? Bzowe.
Uśmiechnęła się nieznacznie i również wzięła łyka. Było mniej słodkie od tego czereśniowego, ale równie smaczne. Wbiła smutny wzrok w szklaną szyjkę butelki.
– Chyba nie myślisz, że będziesz tu siedzieć i użalać się nad sobą, prawda? – prychnął.
– Nie użalam się nad… – zaczęła, ale szybko jej przerwał.
– Nie. Ty tylko siedzisz i wyglądasz jakbyś miała się zaraz rozpłakać.
– Wcale… – Znów jej przerwał.
– Umiesz robić zdjęcia?
Dziewczyna zdziwiła się.
– Co?
– Czy umiesz robić zdjęcia? Nie mówię chyba po japońsku.
Zmarszczyła brwi. Denerwował ją. To, że jej przerywał i to, że ignorował stan, w którym się znajdowała. Rozmowa o fotografii była ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę.
– Oczywiście, że potrafię – odpowiedziała, nie kryjąc oburzenia.
– A te magiczne? – Odebrał jej milczenie jako zaprzeczenie. – To chodź. Nauczę cię.
Wyciągnął do niej rękę. Popatrzyła na niego podejrzliwie, ale w końcu skorzystała z jego pomocy i wstała. Wziął aparat i zaprowadził ją na sam brzeg, do skały, przy której rozmawiali kilka godzin wcześniej. Wszedł na nią, a widząc, że dziewczyna nie idzie za nim, zatrzymał się i powiedział:
– Na co czekasz? Właź!
Ostrożnie wspięła się na kamienie i podeszła do niego. Przeszli trochę dalej, na sam skraj. Woda pod nimi była już głęboka, ale chłopak zdawał się tym nie przejmować. Wyjął różdżkę i wyszeptał zaklęcie. Na niebie pojawiła się czerwona flara, która wystrzeliła w górę, by powoli zacząć opadać w dół. Szybko chwycił za aparat i zrobił zdjęcie.
– Najwspanialsze w tym wszystkim jest to, że nie znasz dokładnych efektów, dopóki ich nie wywołasz. Teraz ty.
Dziewczyna powtórzyła ujęcie.
– Spróbuj zrobić mi portret – zaproponował.
Zapalił papierosa i poprosił, by się nieco odsunęła. Hermiona spojrzała przez wizjer i zrobiła kilka zdjęć. Draco wyglądał w obiektywie niesamowicie dostojnie, a dym w połączeniu z coraz jaśniejszym niebem dodawał mu tajemniczości.
Jednak czar prysł, kiedy tylko opuściła aparat. Spuściła wzrok i zaczęła nerwowo bawić się paskiem, zawieszonym na szyi.
– Wszystko spieprzyłam prawda?
Draco pokręcił głową.
– Bez przesady, Granger. – Wypuścił dym. – Każdy z nas od czasu do czasu musi zmierzyć się z odrzuceniem.
Zaczęła nakręcać swoje poczucie winy, a na jej twarzy wciąż widniało zmartwienie. Widząc to, zaczął się wygłupiać. Szczerze się uśmiechnął, kiedy Hermiona zachichotała na jedną z jego dziwnych min.
Zamienili się rolami. Zrobił kilka ujęć, ale szybko postanowił rozpuścić jej włosy. Mówił jak ma się ustawić, rozśmieszał ją. W kilkanaście minut sprawił, że zły humor zniknął. Zaskoczył ją, gdy ponownie wyjął różdżkę i wyczarował przed nią stado malutkich ptaszków. Okrążały ją radośnie, a ona tylko słyszała dźwięki nieustannie pracującej migawki i widziała błysk flesza.
Była czwarta trzynaście, niebo przybierało coraz jaśniejsze barwy, a Hermiona śmiała się radośnie, podczas gdy Draco robił jej zdjęcia. Idąc na plażę kilka godzin temu, nawet nie spodziewała się, że ta noc skończy się w ten sposób. Pierwsze promienie słońca zabłyszczały w niebieskich oczach chłopaka. Miała już nigdy nie zapomnieć tego widoku.



rozdział zabetowany przez Arcanum Felis

Witam serdecznie na trójce. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Mi bardzo. Zadziało się sporo ciekawych rzeczy m.in. poznajemy opinię Hermiony na temat Freda oraz jesteśmy świadkami początków bliższych relacji dziewczyny z Draco. Jak myślicie, co wyniknie z tej sesji o czwartej trzynaście?

Rozdział dodaję tak wcześnie ze względu na datę. Dziś oficjalnie kończy się timeline Harry'ego Pottera. To były wspaniałe lata mojego życia. Jestem wdzięczna, że mogę nazywać się Potterhead. Należę do fandomu już 10 lat i nie żałuję ani chwili.

Mam nadzieję, że wszyscy Ci, którzy zaczynają właśnie swoją naukę w Hogwarcie, są już w swoich dormitoriach i rozmawiają z nowopoznanymi przyjaciółmi. Korzystajcie z tych siedmiu lat, będą wspaniałe. Mówię to głównie do Ciebie, Albusie.

Powodzenia, nowa generacjo. Twórzcie swoją historię.

Pozdrawiam,
E.

6 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo mi się spodobał. Mionka i alkohol- haha! Draco taki cudowny. Jestem ciekawa jak teraz Fred będzie zachowywał się po odrzuceniu i widać, że Draco i Hermiona bardzo dobrze czują się w swojej obecności. Powodzenia!

    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę :) Na chwilę obecną musimy pożegnać się z naszym "trójkątem", bo następny rozdział przejmuje kolejna postać. Powiem Ci, że znamy ją bardzo dobrze i jest to ona.

      Jakieś pomysły, kto to może być?

      Pozdrawiam,
      E.

      Usuń
    2. Hmm... Czyżby Ginny? Kurczę, teraz jestem ciekawa!:D Mam jeszcze pytanko; ciągle będziesz tak pisać? Tzn. co rozdział to inna postać? Czy tylko tak na początku?

      Miłego dnia! :)

      Usuń
    3. Tak, będę pisać co rozdział to inna postać. W zakładce bohaterowie masz spis wszystkich, którzy będą mieli własny rozdział. Przynajmniej wszyscy główni. Pobocznych muszę nieco dopracować, pojawi się kilka nowych twarzy pewnie za moment.

      Generalnie, każdy z głównych bohaterów ma jeden rozdział na jedną część. Część kończy się, kiedy oblecę wszystkich głównych i jednym rozdziale podsumowującym, tj. po 10 rozdziałach. Historie bohaterów pobocznych będziecie poznawać w rozdziałach postaci głównych.

      Ile części będzie, tego jeszcze nie wiem, ale na pewno jeszcze spotkamy się z Hermioną :D

      Mam nadzieję, że wytłumaczyłam to w miarę logiczny i spójny sposób.

      Pozdrawiam,
      E.

      Usuń
  2. #MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki

    Powinnam dodać tutaj jeszcze jeden hasztag #TeamDramione. :D Ale dobra, po kolei.

    Generalnie jestem tutaj rzutem na taśmę i trochę mi głupio, ale straciłam poczucie czasu. Wybacz.

    Powiem Ci od razu prostu z mostu, że super sprawa z betą. Fajnie, że znalazłaś, bo wiem, że czasem to trudne, w końcu ludzie w obecnych czasach nie bardzo mają czas, a jednak co dwie pary oczu to nie jedna i jeszcze można się czegoś nowego dowiedzieć, nauczyć. Bo prolog i pierwszy rozdział, to tak bez owijania w bawełnę - faktycznie znalazło się tam parę błędów. Ale nie jakichś bardzo rażących. Powtórzenia jakieś i niepoprawna interpunkcja w dialogach. Generalnie nic, co by mocno przeszkadzało, ale zawsze warto wiedzieć. :) I to w zasadzie tyle jakichś uwag, teraz mogę przejść do zachwalania i pisania o fabule. :D

    Po pierwsze bardzo fajnie, że jest tu tak estetycznie. Nie tylko szablon na blogu jest ładny, skromny, tajemniczy, ale też pamiętasz o wyjustowaniu tekstu i akapitach. Miód na moje oczy.

    Powitałaś mnie sporym zaskoczeniem. Żyje Lily, żyje James i Syriusz. Zastanawiałam się, co się stało z Voldemortem, ale o tym też wspomniałaś. Nie czytałam jeszcze chyba żadnego opowiadania z żyjącymi rodzicami Harry’ego, więc totalnie mnie tym zaciekawiłaś, jak to będzie.

    Podoba mi się też zamysł, by każdy rozdział opowiada o kimś innym. Po prologu trochę obawiałam mnogości postaci, ale dobrze to ogarniasz - poświęcenie każdemu z nich swoich trzydziestu minut to dobra opcja. :)
    W ogóle bardzo naturalnie Ci oni wychodzą. Chociaż wolałam czytać historię z ogniska niż tę przy stole NarcyzaxSnapexDraco. Jednak to tylko dlatego, że za oknem pada i marzy mi się ciepły letni wieczór z przyjaciółmi.

    Przypomniałaś mi też, że oni wszyscy to praktycznie jedna wielka rodzina, daleka bo daleka, ale jednak rodzina. I próba ogarnięcia ich w jednym środowisku jest dla mnie totalnie inspirująca.

    Co do hasztagu z początku :D Nie mam totalnie nic do Freda, czytałam nawet kiedyś dłuższe Fremione, ale powiem Ci szczerze, że kibicuję Draco. Nie wiem czemu, ale bardziej mnie ujął. W ogóle jest inny niż zwykle (tzn. inny niż zwykle w czytanych przez mnie Dramione). Bohaterowie są u Ciebie ludzcy i tacy… bliscy czytelnikowi, mnie z pewnością. Jestem ciekawa, jaki pairing będzie ostatecznie, nie chciałam sobie spojlerować, podglądając opisówkę. ;)

    W tym rozdziale kompletnie ujęły mnie trzy zdania: „U nas żyje się tylko łzami, szlugami i whisky” oraz „Pierwsze promienie słońca zabłyszczały w niebieskich oczach chłopaka. Miała już nigdy nie zapomnieć tego widoku”. Rozkochałaś mnie. :)

    Stwierdzam, że ta akcja na katalogu KG będzie mą zgubą, bo to kolejny wip do mojej kolekcji, a doba przecież nadal taka sama. :<

    Odchodząc od fabuły, która – jak widać – przypadła mi do gustu, chciałam poruszyć temat angielskiej wersji. Kłaniam się, bo to przecież zajmuje dwa razy więcej czasu. Jako że częściej czytam opowiadania po angielsku niż po polsku, to od razu się zainteresowałam. Tak z ciekawości – która wersja powstaje najpierw? I którą lepiej Ci się pisze? :)

    Pozdrawiam ciepło w ten zimny wieczór! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak długi komentarz :) W akcji komentatorskiej brały udział dwa moje blogi - ten i poprzedni. Her Draco dostało niezłego hejta, więc cieszę się, że w PZU widać poprawę wszystkiego :D

      Pisanie każdego rozdziału o kimś innym jest strasznie trudne, zdecydowanie bardziej niż na początku myślałam, ale nie zrezygnuję z tego pomysłu, bo opowiadanie ma się kręcić wokół wszystkich. Nie da się tu wymienić jednego głównego bohatera.

      Zaskoczyło mnie natomiast to napisałaś o ognisku. Więcej osób wypowiada się raczej pozytywnie o akcji SnapexNarcyzaxDraco. Chyba po prostu wolą Dramione i dlatego :D

      Cieszę się, że udało mi się stworzyć ludzi, a nie tylko bohaterów. Myślałam, że będzie mi ciężko wrócić do pisania, ale jest chyba nawet łatwiej niż kiedyś.

      To zdanie z opisu Slytherinu idealnie może opisywać również moją klasę maturalną, choć whisky zastąpiłabym wódką :D

      Co do wersji językowych - zdecydowanie najpierw tworzę po polsku. Tę wersję pisze mi się łatwiej.

      Również pozdrawiam i proszę o cierpliwość, bo 4 rozdział jest mocno opóźniony przez szkołę.
      E.

      Usuń

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis