niedziela, 8 lipca 2018

{5} George cz. I

Ginny miała przyjechać do nich późnym wieczorem, co w sumie było zrozumiałe. Dziewczyna zdecydowanie potrzebowała odespać przynajmniej kilka godzin po całonocnym siedzeniu na plaży. Niestety, dla Freda i George'a pierwszy dzień sierpnia był niczym innym jak kolejnym, ciężkim dniem pracy.
Przez trzydniowy urlop, który wzięli bracia, by spędzić choć chwilę czasu z rodziną, a także udać się na urodziny Harry'ego, mieli ręce pełne roboty. Mimo informacji o późniejszym otwarciu Magicznych Dowcipów Weasleyów, kiedy po jedenastej pojawili się przy bocznym wejściu sklepu, pod głównymi drzwiami stała naprawdę długa kolejka. Zgodnie z zapowiedzią, sklep został ponownie otwarty punktualnie w południe. Dzień był naprawdę szalony. George nie byłby w stanie powiedzieć, ile klientów dokonało u nich zakupów tamtego dnia, ani ile pieniędzy zostawili, gdyby nie magiczna kasa fiskalna.
Kiedy wybiła godzina dwudziesta pierwsza, George wyszedł ze sklepu i skierował się do Dziurawego Kotła, skąd miał odebrać Ginny. Cieszył się, że mógł wyrwać się z tego zgiełku choćby i na pół godziny, bo dziewięciogodzinne, nieustanne bieganie po dwóch piętrach pełnych hałaśliwych klientów było naprawdę wykańczające.
Wiedząc, że ma całkiem sporo czasu, postanowił nie spieszyć się i zmienić swoją drogę w przyjemny spacer. Na dworze było całkiem ciepło jak na londyński wieczór. Pokątna świeciła pustkami, a ludzie spędzali czas w zatłoczonych pubach i barach. Kątem oka zobaczył jak w jego ulubionej kawiarni, zaraz obok apteki Sluga i Jiggera, jakaś młoda dziewczyna myje podłogę i wyciera kurze jednocześnie.
Kiedy znalazł się na tyłach Dziurawego Kotła, poczuł dobrze mu znany zapach stęchlizny, dobiegający z przepełnionego śmietnika. Nie było to zachęcające, ale był to jeden ze środków ostrożności, gdyby jakiś mugol, obdarzony zbytnią ciekawością, dotarł aż do tego miejsca. Przeszedł przez drewniane drzwi i znalazł się w środku pubu. Skinął na barmana Toma, który polerował jedną ze szklanek, a następnie ruszył w kierunku kominka, znajdującego się naprzeciwko głównego wejścia. Dokładnie o dwudziestej pierwszej trzydzieści, kominek rozbłysnął jasnym światłem, a z jego wnętrza wyszła Ginny.
– Merlinie, jak ja nie mogę doczekać się nauki teleportacji – westchnęła, otrzepując z popiołu swoje ubranie. Podeszła do brata i uściskała go serdecznie. – Cześć George.
– Widzieliśmy się kilka godzin wcześniej.
– Tak, ale ostatnio tak rzadko bywacie w domu, że nawet zdarza mi się za wami zatęsknić – powiedziała, uśmiechając się szeroko.
Wziął od niej kufer po kilku minutach sprzeciwu. Doskonale wiedział, że była w stanie ponieść go sama, co nie zmieniało faktu, że była jego młodszą siostrą i nawet taka błaha rzecz powinna być niemal jego obowiązkiem. Ponownie szli Pokątną. Byli jedynymi przechodniami. Ginny maszerowała żwawym krokiem, a jej włosy, spięte w wysoki kucyk, kiwały się śmiesznie raz w jedną, raz w drugą stronę.
George rzadko okazywał jakąś szczególną wylewność, zwłaszcza w stosunku do rodziny. Jego najlepszym przyjacielem był zdecydowanie Fred i to z nim był związany najbardziej. Szanował i kochał swoich rodziców, ale nadopiekuńczość mamy czasem wyprowadzała go z równowagi. Z Billem i Charliem nie miał zbytnio kontaktu, ponieważ obaj znajdowali się poza granicami kraju. Ron to szczególny przypadek w jego rodzinie, ponieważ jego nierozgarnięcie życiowe doprowadzało George'a i Freda do częstych ataków śmiechu. Jedno było pewne, jedynym nielubianym przez bliźniaków członkiem rodziny był Percy, któremu woda sodowa uderzyła do głowy, kiedy dostał awans na stanowisko asystenta ministra magii. Ginny jednak znajdywała się jakby poza tym całym zbiorem rodzinnym, przynajmniej dla George'a. Czuł się za nią odpowiedzialny i za nic w świecie nie chciał dopuścić, by stała się jej jakakolwiek krzywda. Był pewien, że gdyby doszło do ostatecznego, zdecydowałby się nawet oddać za nią własne życie. Ginny była jego małym promyczkiem od zawsze, choć nigdy się do tego nie przyznawał.
– Czemu nic nie mówisz? – odezwała się nagle, gdy mijali aptekę.
Ponieważ byli już prawie w domu, sięgnął do prawej kieszeni po klucze.
– Zamyśliłem się – powiedział krótko.
Podeszli do bocznego wejścia od strony zaplecza. George schylił się i uniósł wycieraczkę. Na ziemi leżał mosiężny, stary klucz.
– Informacja na przyszłość. Dostaniesz od nas klucze tylko do mieszkania. Jakbyś wracała późno albo żadnego z nas nie byłoby w sklepie, tym otworzysz drzwi na zaplecze.
Ginny kiwnęła głową. Przeszli przez ciemne pomieszczenie. Przed wejściem po schodach George zapalił światło, pociągając za sznurek wiszący przy ścianie. Poszedł pierwszy i otworzył drzwi. Natychmiast skręcił w lewo, do gabinetu, w którym rozłożyli dla siostry łóżko polowe. Nie był to szczyt wygody, ale była to jedyna opcja, na którą mogli sobie pozwolić. George położył kufer siostry na podłodze i odwrócił się do dziewczyny.
– Naprzeciwko wejścia jest łazienka, a po prawej kuchnia. Jakbyś czegoś potrzebowała, będziemy u nas w sypialni, która jest...
– Dzięki, George, ale zostało mi tylko jedno pomieszczenie, którego nie opisałeś. Chyba domyślam się co tam jest – przerwała mu. – Mogę iść wziąć prysznic?
– Tak, jasne. Ja lecę na dół do sklepu. Wrócimy pewnie jakieś półtorej godziny po zamknięciu. Czuj się jak u siebie.
Zamknął za sobą drzwi i wyszedł z mieszkania. Do zamknięcia sklepu zostało niecałe piętnaście minut, a Fred uprzejmym tonem, roznoszącym się po sklepie przez megafon, prosił wszystkich klientów o udanie się do kasy i kończenie swoich zakupów. George zdążył jeszcze pomóc jakiejś zagubionej dwunastolatce odnaleźć Wymiotki Pomarańczowe.
Kiedy wybiła godzina dwudziesta druga, a wszyscy opuścili sklep, Fred poszedł zamknąć główne drzwi, a George zabrał się za wydruk raportu fiskalnego za zakończony dzień. Kiedy uporządkował wszystkie dokumenty, zaczął pomagać bratu w sprzątaniu sklepu, a następnie w wykładaniu nowego towaru na następny dzień. Skończyli nieco później niż to przewidzieli. Do mieszkania wrócili na kilka minut przed północą.
Fred natychmiast skierował się do kuchni, żeby zaparzyć im po kubku gorącej herbaty. George natomiast, najciszej jak potrafił, uchylił drzwi gabinetu i wślizgnął się do środka. Ginny spała jak zabita, a jej rude włosy były roztrzepane po całej poduszce. Chłopak klęknął przy niej i poprawił kołdrę, którą musiała nieświadomie zrzucić przez sen. Przykrył ją po samą szyję, a następnie nachylił się nad dziewczyną i pocałował w czoło. Kiedy miał zamiar wychodzić, zatrzymał się tuż przy drzwiach i odwrócił się. Jednym ruchem różdżki przetransmutował leżący na ziemi długopis w przenośny grzejnik.


George nie znosił zostawać w sklepie sam. Dwa piętra pełne ludzi, nieustanne krzyki zachwyconych klientów i nieprzewidziane awarie były zbyt dużym obciążeniem dla jednej osoby. Godzinami szczytu były okresy pomiędzy otwarciem o dziewiątej a godziną dwunastą i okolice szesnastej do osiemnastej włącznie.
Chłopak naprawdę odetchnął z ulgą, kiedy Fred pojawił się w sklepie. Obsłużył ostatnią osobę w kolejce i zamienił się z bratem miejscami. Ten system, jeden na sali, drugi przy kasie, bardzo im odpowiadał. Paradoksalnie, wprowadzenie go wyeliminowało poczucie nudnej rutyny. Codziennie zmieniali się na stanowiskach i tamtego dnia to właśnie George'owi przypadła rola zabawiania klientów.
Dzień mijał mu naprawdę wspaniale. Najpierw miał okazję zaprezentować jakiejś rodzinie wszystkie dostępne modele lipnych różdżek, następnie pomógł skompletować trzynastolatkowi unikatowy zestaw Bombonierek Lesera na przyszły rok w Hogwarcie. Był w trakcie prezentacji Lepkich Adidasów, kiedy kątem oka zobaczył kogoś, kogo zupełnie się nie spodziewał.
W wściekle różowej sekcji wydzielonej specjalnie dla dziewczyn, stała Angelina Johnson, przeglądając produkty do pielęgnacji cery z serii Cud-Miód Czarownica. Wyglądała naprawdę zjawiskowo w typowo mugolskim stroju. Była ubrana w spodnie jeansowe i obcisłą białą bluzkę w czarne paski, sięgającą do pępka. Na czubku głowy miała czarne okulary przeciwsłoneczne. George uśmiechnął się pod nosem.
– Przepraszam, mógłby pan kontynuować? – Klientka wyrwała go z zamyślenia krótkim odchrząknięciem.
– Tak, oczywiście! – zreflektował się natychmiast. – Akurat ten model zapewnia przyczepność do ścian o maksymalnym kącie nachylenia dziewięćdziesięciu stopni, natomiast nasza nowa wersja tego produktu...
Jednak kiedy tłumaczył kobiecie jak dokładnie działają Lepkie Adidasy i dlaczego ich cena nie jest wcale tak wysoka, nie skupiał się na swoich słowach. Szybko skierował wzrok w kierunku sekcji Cud-Miód Czarownica w poszukiwaniu Angeliny, ale ku jego rozczarowaniu dziewczyna jakby rozpłynęła się w powietrzu.


Kilka godzin później, kiedy Fred i Ginny wrócili z redakcji Proroka Codziennego, zanim którekolwiek się odezwało, George już wiedział, że się pokłócili. Nerwowo zerknął na zegarek. Nie chciał zostawiać sklepu bez opieki na dłużej niż pięć minut. Do mieszkania przyszedł tylko po kolejną rolkę papieru do kasy fiskalnej.
– Zachciało jej się łazić z Diggorym! – powiedział, a raczej wykrzyczał, w końcu jego brat.
– Co? Jak to? – zapytał zdziwiony.
– Jak się okazało, Pan Idealny będzie chodził z nią na ten pieprzony kurs przez najbliższe dwa tygodnie – burknął Fred. – Świetnie, po prostu cudownie!
George westchnął.
– Też mi się to nie podoba, ale przecież jej nie wypiszesz.
– A mógłbym?
– Fred... – George pokiwał głową z niedowierzaniem i ponownie zerknął na zegarek. – Chodźmy na dół. W sklepie jest od cholery klientów.
Fred zszedł pierwszy, mrucząc coś pod nosem z niezadowoleniem wypisanym na twarzy. Kiedy tylko opuścili zaplecze, zobaczyli piętnastoosobową kolejkę pełną niecierpliwych klientów. George rzucił się do ich obsługi i pozwolił Fredowi na szlajanie się po sali, mimo że rozkład obowiązków tamtego dnia miał być zupełnie inny.
Kiedy kolejka zniknęła, a Fred się nieco uspokoił, zamienili się miejscami. George właśnie poprawiał pudełka z kolekcją fajerwerków, kiedy za oknem sklepowej witryny zobaczył przyczynę zdenerwowania brata. Upewniwszy się, że Fred jest zajęty obsługą klientów, wybiegł szybko przed sklep, zwalniając kroku przed samym wyjściem.
– Cedrik Diggory we własnej osobie – powiedział, siląc się na nonszalancki ton. – Czemu zawdzięczamy tę wizytę?
– Cześć, George. Szukam Ginny i pomyślałem, że może mieszka teraz u was.
– Czego chcesz od mojej siostry? – powiedział ostro.
Diggory parsknął śmiechem i włożył ręce w kieszenie.
– Nic, co obecnie chodzi ci po głowie. Chciałem ją tylko zabrać na piwo.
George spojrzał na niego podejrzliwie.
– Oj, daj spokój, Weasley. Spotykamy się starą ekipą. Będzie Malcom, Marietta, Cho...
– Nie przypominam sobie, żeby Ginny przyjaźniła się z twoją byłą dziewczyną – prychnął.
– Będzie też Heidi Macavoy – przerwał mu Cedrik. – Daj spokój, wiem, że młoda lubi Quidditcha, a Heidi gra dla Harpii. Czy to czasem nie jest ulubiony klub sportowy twojej siostry?
George westchnął.
– Wiem, że mnie nie lubisz, ale tak jak ty mam świadomość, że cokolwiek nie powiedziałbyś Ginny, ona i tak znalazłaby sposób, żeby wymknąć się z domu. Lepiej chyba, żebyście nie kłócili się przez najbliższe dwa tygodnie, co?
– Niech ci będzie – mruknął po chwili zastanowienia. – Ale masz ją odprowadzić do domu. W jednym kawałku.
Cedrik uśmiechnął się i ruszył w kierunku głównego wejścia do sklepu. George złapał go za ramię i pociągnął na bok.
– Nie tutaj. W przeciwieństwie do mnie, Freda tak łatwo nie da się przekonać.
Zaprowadził chłopaka do mieszkania. Drzwi do gabinetu były zamknięte, więc George postanowił zapukać delikatnie.
– Chwileczkę!
Poczekał moment, a następnie wszedł do pokoju. Ginny siedziała na łóżku i kartkowała jakiś magazyn. Była naburmuszona i zły nastrój zdecydowanie jej nie opuścił.
– Jeżeli przyszedłeś prawić mi kazanie, to daruj sobie – burknęła.
– Słuchaj, Gins, wiem, że jesteś wściekła, ale... – zaczął, ale Ginny szybko mu przerwała.
– Wiesz, że jestem wściekła, ale nadal używasz tego głupiego przezwiska!
– Ale masz gościa – odpowiedział cierpliwie.
W tym momencie do gabinetu wszedł Cedrik i uśmiechnął się promiennie.
No, a jakżeby inaczej... Musiał zrobić odpowiednie wejście" – pomyślał George i wywrócił oczami.
– Kompletnie zapomniałem powiedzieć ci, gdzie się spotykamy, więc pomyślałem, że po prostu przyjdę do ciebie.
Ginny momentalnie rozpromieniła się. Szybko wstała z polowego łóżka i złapała za swoją czarną torebkę. George odprowadził ich pod drzwi wejściowe mieszkania.
– Baw się dobrze. I nie pij za dużo.
– Nie martw się. Odprowadzę ją do domu.
– Dzięki – powiedział, jednocześnie posyłając Cedrikowi ostrzegawcze spojrzenie.
Kiedy wyszli, George podszedł do okna w kuchni i przyglądał się jak ich małe sylwetki stają się jeszcze mniejsze, w miarę jak oddalali się od sklepu. Wyjął kubek z jednej z szafek i zaparzył sobie kawę z mlekiem, wiedząc, że i tak nie byłby w stanie zasnąć bez absolutnej pewności, że jego młodsza siostra bezpiecznie wróciła do domu.
Tak jak się spodziewał, zaraz po tym jak wrócił do sklepu, dorwał go Fred i zaczął na niego krzyczeć, wyzywając go od idiotów, że pozwolił, by Ginny wyszła z Cedrikiem.
– Czy ty czasem nie przerzucasz swojej złości z innego powodu na tę całą sytuację? – zapytał spokojnie i upił łyk kawy.
– O co ci chodzi?!
– O Hermionę.
Fred prychnął.
– A co ma Hermiona wspólnego z Cedrikiem?
– Właśnie chodzi o to, że nic, ale łatwiej ci się wyżyć na Diggorym niż na niej. Co w sumie jest dla mnie zrozumiałe, bo też myślę, że Cedrik to kawał drania.
– To czemu ją wypuściłeś?
– I tak by wyszła.
Fred machnął rękami i wrócił za kasę obsługiwać klientów. George wiedział, że ostateczny koniec kłótni był kwestią najbliższych kilku godzin, a w najgorszym wypadku, nastąpiłby następnego dnia, więc postanowił nie przejmować się oburzoną miną brata i po prostu kontynuować swoją pracę.
Kilka godzin później, kiedy zamykali sklep, Ginny wciąż nie wracała. George uznał, że minęło zbyt mało czasu, żeby zacząć się martwić. Kiedy minęło kolejne półtorej, a Fred właśnie szedł w milczeniu do mieszkania, chłopak zaniepokoił się. Gdy z dwudziestej trzeciej trzydzieści zrobiło się wpół do pierwszej, a z ich sypialni dobiegało ciche chrapanie jego brata, George chodził tam i z powrotem po kuchni, cały czas zerkając przez okno. Nalał sobie siódmy kubek herbaty, a po jego wypiciu, zorientował się, że była to błędna decyzja. Całe szczęście, kiedy wrócił z łazienki na ulicy Pokątnej, oświetlonej żółtymi latarniami, zobaczył rudą czuprynę Ginny. Westchnął z ulgą i poszedł do sypialni. Jednak zamiast spokojnie zasnąć, cały czas nasłuchiwał kroków czy głosów, dobiegających z klatki schodowej.
Nagle, usłyszał przytłumioną rozmowę i chichot jego siostry. Dźwięk kluczy w zamku zupełnie go uspokoił. Kiedy usłyszał pożegnanie Ginny zrozumiał, że dziewczyna jest kompletnie pijana. Huk zamykanych drzwi i ciężkie człapanie do gabinetu, wzbogacone o szybkie spotkania z pobliskimi ścianami, tylko utwierdziły go w tym przekonaniu. Odgłos sprężyn polowego łóżka oznaczał, że jego młodsza siostra poszła spać. George w końcu zamknął oczy i w duchu podziękował Merlinowi, że Fred zawsze śpi jak zabity.
Budzik zadzwonił o ósmej rano. George przetarł zmęczone oczy, ale szybko wstał i pościelił za sobą łóżko. Poklepał brata w ramię, ale ten tylko przykrył głowę kołdrą.
– Jeszcze dziesięć minut – mruknął tylko.
George westchnął i poszedł do kuchni. Wyciągnął z szafki jedną z największych szklanek, które mieli w mieszkaniu i nalał do niej zimnej wody. Poszedł do gabinetu, by obudzić siostrę. Kiedy otworzył drzwi pokoju, skrzywił się.
– Ginny, na Merlina! Śmierdzisz jak gorzelnia – jęknął, budząc tym samym dziewczynę.
Kiedy tylko otworzyła oczy, natychmiast pożałowała swojej decyzji. Złapała za poduszkę i przykryła nią głowę.
– Za jasno...
– Trzeba było tyle nie pić – powiedział i kucnął przy niej. – Trzymaj. – Podał jej szklankę z wodą.
Wypiła jej zawartość bez zbędnego pyskowania. Podała mu kubek i poprawiła włosy. Niewiele to dało; nadal sterczały na wszystkie możliwe strony.
– Jak ja właściwie się tu dostałam? – zapytała niemrawo.
George zmarszczył brwi.
– Nawet mnie nie denerwuj, Gins!
Dziewczyna chciała zapewne rzucić jakąś kąśliwą uwagę na temat użycia tego przezwiska, ale musiał przeszkodzić jej w tym nagły, pulsujący ból głowy, bo złapała się za czoło.
– Przecież miałaś klucze... Właśnie, gdzie je położyłaś?
Po tych słowach przypomniał sobie o ukrytym za wycieraczką kluczu na zaplecze sklepu. Zerwał się na równe nogi i zbiegł po stromych schodach. Nacisnął na klamkę. Drzwi całe szczęście były zamknięte. Dla pewności postanowił wyjść jeszcze na zewnątrz. Uniósł wycieraczkę. Wszystko było na swoim miejscu. Odetchnął z ulgą i wrócił na górę.
– Cedrik musiał pozamykać – powiedziała Ginny, kiedy George ponownie wszedł do gabinetu. – Tak mi się zdaje.
– Całe szczęście, ktoś z waszej dwójki był trzeźwy. Szkoda, że nie ty – mruknął z niezadowoleniem.
Dziewczyna spuściła głowę.
– Przepraszam.
– Idź się wykąpać, a ja zrobię ci coś do jedzenia – powiedział, starając się zabrzmieć przynajmniej odrobinę surowo.


Z racji, że była sobota, a Ginny miała przed sobą wizję dwóch dni wolnych od kursu, George postanowił, że w ramach kary za jej nieodpowiedzialne zachowanie miała pomagać im w sklepie. W normalnych warunkach dziewczyna pewnie nawet ucieszyłaby się z tego pomysłu, ale w tamtym momencie była z tego powodu wściekła.
– Od kiedy to udajesz takiego odpowiedzialnego dorosłego, co? – zapytała.
– Odkąd mieszkasz u mnie przez najbliższe dwa tygodnie i jeśli cokolwiek ci się stanie, to i ja i Fred umrzemy bardzo bolesną śmiercią z rąk naszej własnej matki.
Fred pokiwał palcem, wyrażając tym samym aprobatę słów brata.
– O, to, to! Pomijam kwestię, że bez mojej zgody wyszłaś z domu...
– George mi pozwolił – przerwała mu.
– ...to jeszcze chodziłaś Merlin wie gdzie z Diggorym! – dokończył Fred.
– Byliśmy w Psidwaku – odpowiedziała i skrzyżowała ramiona.
George wziął głęboki oddech i rozmasował sobie kark. Pomyślał, że prysznic przywrócił jej odrobinę tego niepotrzebnego animuszu.
– Dobrze wiesz dlaczego masz karę – powiedział, patrząc na siostrę porozumiewawczo. Fred nie miał pojęcia o kacu Ginny i chłopak chciał, żeby tak pozostało. Już i bez tej informacji atmosfera w domu była napięta. – Więc jeżeli nie chcesz, żeby mama dowiedziała się, o której wczoraj wróciłaś, nie dyskutuj i jazda na dół.
Bracia uznali, że najlepiej będzie umieścić Ginny przy kasie. Było to zajęcie, za którym oboje nie przepadali, a jednocześnie należało do najłatwiejszych zadań, które nie wymagało ewentualnego użycia magii. Fred pokazał jej szybko jak ją obsługiwać i obiecał pomóc obsłużyć pierwszych klientów.
Sklep bliźniaków w weekendy otwierał się godzinę później niż w ciągu tygodnia. Dodatkowo, pracowali jedynie w soboty, przeznaczając niedzielę na odpoczynek i papierkową robotę. Głównie papierkową robotę.
George otworzył główne drzwi sklepu i przywitał wesoło niemałą kolejkę. Ludzie wtoczyli się do środka, niemal popychając siebie nawzajem, by tylko znaleźć się w środku wcześniej od innych. Natychmiast posypały się pytania o nowy asortyment, ceny i specjalne promocje z okazji zbliżającego się roku szkolnego. Pracy było naprawdę dużo. Wszystko wymagało od braci idealnej organizacji i skupienia. Mimo pozornej monotonii ich życia, zdawało się, że oboje są zadowoleni. Kochali prowadzić sklep, praca ta zdecydowanie była ich pasją. Jedynymi odstępstwami od rutyny byli pojawiający się od czasu do czasu naprawdę przedziwni klienci. Ale i to wpływało na nich pozytywnie, bo często z takich dziwacznych spotkań pojawiały się pomysły na nowe produkty.
Jednak istniała również rzecz, której zarówno George jak i Fred nie lubili. Nieprzewidziane wypadki i sytuacje. Do takiej kategorii zaliczali wszelkie eksplozje na zapleczu, incydenty utknięcia na suficie lub zbyt intensywne krwawienia z nosa po nieprawidłowym korzystaniu z Bombonierek Lesera. Taką rzeczą było również pojawienie się w sklepie Angeliny Johnson drugi dzień z rzędu.
George nie chciał się przyznać, ale w głębi duszy naprawdę ucieszył się widząc dziewczynę, szwędającą się po ich sklepie kompletnie bez celu. Nie wiedział, czy powinien do niej podejść i się przywitać. Zanim zdążył podjąć jakąś sensowną decyzję, przed oczami śmignął mu jego brat. Fred podszedł dziarskim krokiem do Angeliny i, ponieważ zaszedł ją od tyłu, poklepał ją po ramieniu. Dziewczyna odwróciła się i z szerokim uśmiechem na ustach przywitała się z nim, obejmując go serdecznie. Mógł się tego spodziewać; byli parą przez prawie półtora roku.
Naprawdę rzadko kłócił się z bratem, bo też zbytnio nie mieli o co, ale prawda była taka, że ich największy spór nigdy się nie zaczął. Tym przełomowym konfliktem mógł być właśnie związek Angeliny i Freda. George nigdy nie powiedział bratu, że zwyczajnie zadurzył się w jego dziewczynie. Wiedział, że doprowadziłoby to tylko do pogorszenia ich relacji i stracenia najcenniejszego przyjaciela. W związku z tym, postanowił po prostu się nie odzywać i w milczeniu znosić obecność Angeliny w jego życiu. Dziewczyna była nieustannym przypomnieniem, że gdyby pokonał swoją nieśmiałość i zaprosiłby Angelinę na Bal Bożonarodzeniowy przed swoim bratem, sytuacja wyglądałaby zapewne zupełnie inaczej.
W końcu zobaczył rękę Freda, uniesioną wysoko w górę. Machał w jego kierunku, dając znak, by podszedł bliżej. George wziął głęboki wdech i ruszył przed siebie. Dziewczyna odwróciła się i kiedy zobaczyła kto szedł w ich kierunku uśmiechnęła się delikatnie. Odchrząknął, bo miał wrażenie, że jego głos zadrży niespokojnie, kiedy spróbuje coś powiedzieć.
– Miło cię widzieć, George.
Dobrze pamiętał jej głos, ale jednak w chwili gdy ponownie go usłyszał, jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Dziewczyna wyglądała naprawdę pięknie. Jej skóra promieniała zdrowym blaskiem, a oczy przypatrywały się mu z zaciekawieniem. Mógł powiedzieć jej w tamtym momencie tyle rzeczy, ale z niewiadomej przyczyny z jego gardła wydostało się jedno, absurdalne zdanie:
– Włosy ci urosły.
Zaśmiała się.
– Tak, George, urosły. Nie widzieliśmy się w końcu prawie trzy miesiące.
I po tych słowach, nagle i bez zapowiedzi, podeszła bliżej i objęła go. Przez ułamek sekundy nie miał pojęcia co zrobić z rękami, ale szybko położył je na plecach Angeliny, mając nadzieję, że nie zauważyła tej dziwnej chwili zawahania.
– A twoje chyba zrudziały – zażartowała i rozluźniła uścisk.
Chciał powiedzieć coś zabawnego, odgryźć się jakoś, doprowadzając ją do ponownego śmiechu, ale po raz kolejny tego dnia Fred go wyprzedził.
– To henna. Działa cuda, mówię ci.
Ta wyjątkowo głupia wypowiedź, z jakiegoś niezrozumiałego dla George'a powodu, całkowicie przerzuciła uwagę Angeliny z powrotem na Freda. Puściła chłopaka i stanęła obok jego brata. Westchnęła i rozejrzała się po sklepie.
– Robi wrażenie.
Fred prychnął, jakby z niedowierzaniem. George zacisnął usta ze złości.
Dobrze wie, że to prawda... Chce jej się przypodobać, pacan jeden." – pomyślał.
– Nie, naprawdę. Wasz sklep jest... imponujący – powiedziała z podziwem Angelina.
George obiecał sobie, że nie pozwoli bratu na dalszą dominację rozmowy.
– To tylko sporo pracy, trochę wyobraźni i zdecydowanie aż za dużo szczęścia, żeby było to przyzwoite.
W trójkę przeszli kilka kroków dalej do sekcji z każdym dostępnym smakiem cukierków w Bombonierkach Lesera. Ogromna szafa z mnóstwem szklanych szuflad mieniła się wszystkimi kolorami tęczy. Angelina podeszła bliżej i stuknęła paznokciem w napis „Krwotoczki Truskawkowe".
– Zdecydowanie nie tęsknię za widokiem krwawiących nosów na lekcjach transmutacji...
– Myślę, że McGonagall może powiedzieć... – George chciał dodać „to samo", ale przerwało mu nagłe pojawienie się Ginny.
– Tu jesteście! Błagam, pomocy! – wysapała, z trudem łapiąc oddech. – Jakiś kretyn otworzył Kieszonkowe Bagno na drugim piętrze i nie mam pojęcia jak to usunąć.
George westchnął i pokręcił głową. Już chciał zagonić Freda do pomocy, gdy ten powiedział:
– To co, Georgie? Dasz sobie radę, prawda? – Chłopak uśmiechał się z miną niewiniątka. – Ja jeszcze chwilę pooprowadzam Angelinę po sklepie.
Naprawdę chciał mu coś wtedy powiedzieć, ale mina Ginny wskazywała, że zwyczajnie nie miał na to czasu. Kiedy pożegnał się z Angeliną i odwracał się, by zapanować nad kryzysem, kątem oka zobaczył jak Fred kładzie rękę na talii dziewczyny. Twarz George'a poczerwieniała ze złości.




Witam Was ponownie!

Ludzie w ankiecie przemówili, więc od dzisiaj rozdziały będą publikowane po połowie. W całości będziecie mogli je zobaczyć na fanfiction.net. Poprzednie rozdziały zostawiam w spokoju, bo mam wrażenie, że tylko więcej namieszam, jak będę chciała je podzielić :D

Zanim rozpiszę się już całkowicie, chciałabym podziękować ArcanumFelis25 za zabetowanie tego rozdziału. Arcanum betowała również rozdział o Hermionie, a w najbliższym czasie sprawdzi też drugą część George'a (jakkolwiek dziwnie to brzmi) i rozdział o Ginny. Brawa dla niej!

Życie u mnie mija wspaniale. W piątek dowiedziałam się, że udało mi się spełnić największe marzenie mojego życia. Dostałam się na uniwersytet w Wielkiej Brytanii i od końca września oficjalnie będę tam studentką! Trzymajcie kciuki. W ramach nagrody dla siebie, kupiłam dwa notesy do pisania PZU poza domem. Pomysłów mam mnóstwo, więc przyda się miejsce na ich organizację!

Żeby się już nie rozpisywać, uciekam do Worda, bowiem rozdział szósty sam się nie napisze! Napiszcie w komentarzach co tam u Was i jak do tej pory oceniacie moje fanfiction.

Pozdrawiam,

E.

PS Her Draco niedługo przebije 100 tysięcy wyświetleń na Wattpadzie! Jesteście cudowni! <3

PPS Dla tych, których chcą porozmawiać ze mną poza Wattpadem - zapraszam do dodawania mnie na Facebooku. Znajdziecie mnie po moim zdjęciu profilowym (tańcząca Hermiona) pod imieniem Lily Emma Wright :)

3 komentarze:

  1. Cóż, zbyt wiele nie mogę napisać, bo i skończyło się się w najciekawszym momencie, jednak będę czekać na część 2, sytuacja z Angeliną daje wiele możliwości. Może to się skończyć sprzeczką bliźniaków, a nawet zmianą w sytuacji Fred+Hermiona.. Ciekawa jestem jak to się zakończy 😉
    Pozdrawiam
    Dominika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, no i gratulacje ogromne 😊 gdybym tylko miała możliwość studiów w Wielkiej Brytanii zemdlalabym z wrażenia 😁

      Usuń
    2. Dzięki wielkie za komentarz :) Niestety na drugą część rozdziału trzeba będzie trochę poczekać, bo jeszcze 10 dni. Wyjeżdżam sobie na wakacje, stąd to opóźnienie.
      W piątek wysłałam dokumenty na uczelnię i pewnie jutro dostanę już oficjalne gratulacje i potwierdzenie przyjęcia. A przede mną jeszcze 54 dni w Polsce.
      Do zobaczenia pod rozdziałem 5.2!
      E.

      Usuń

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis